Dzisiaj rano obudził mnie kot. Głodny. Trzeba było szybko dać mu jeść. Ale nie smakowało. No to wiadomo — szybki wypad do sklepu po coś świeżego i apetycznego. Kotek lubi surowe mięsko, więc nie było wyjścia: boczek, mleczko, śmietanka.
Przechodząc przez korytarz, spojrzałam na półkę. Półka — kupiona kiedyś w Weronie, w sklepie z różnymi ciekawymi rzeczami. Jurek pracowicie ją odnowił, wymalował i powiesił. Teraz służy mi do eksponowania rzeźb.
I tak stoję i patrzę. Na zupełnie nielogiczne postacie. Pinokio z ptakiem, którego zrobiłam. Mały Pinokio, którego kiedyś stworzyła Zuzia w pracowni (celowo nie piszę „ulepiła”, bo nie lubię tego słowa). Jest tak niedoskonały, że aż piękny.
Obok Hedleg ze straszydełkiem, w drodze na plac zabaw. Biały pies z wielkimi zębiskami, któremu się wydaje, że jeszcze orkiestra gra. I ten ulotny anioł, co skrzypce miedziane ma.
Jeśli człowiek z samego rana widzi coś takiego, to po prostu od razu wskakuje w zaczarowane lustro. Absurdalny świat sztuki — kocham to. Ale czy potrafimy naprawdę docenić absurdy tego świata?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz