niedziela, 15 kwietnia 2012

PALETY ZDRADZAJĄ ARTYSTÓW

Paleta drewniana , służy do rozprowadzenia farby, łaczenia kolorów. Czy jednak mówi coś o artyście....sami zobaczcie jak wiele:)
Auguste Renoir


Degas


Eugène Delacroix


Georges Seurat


Gustave Moreau


Najciekawsza dla mnie paleta - PAULA  GAUGUINA - składana w połowie, z małymi wypustkami uniemożliwiającymi sklejenie się farb.



Vincent van Gogh

Palety jak charakter pisma oddają temperament i charakter artysty do którego nalezą:)

niedziela, 8 kwietnia 2012

BEATRICE WOOD - ZYCIE JEST DADA



Dotyczy wspaniałej osoby Beatrice Wood........
 Moje życie jest pełne błędów. One są jak kamyki, które usypują się w dobrą drogę – mówiła Beatrice Wood, aktorka, rzeźbiarka, malarka, nazywana matką dadaizmu. Jej niezwykła biografia stała się kanwą kilku powieści i filmów. Na wizytę u 102-letniej Beatrice Wood reżysera Jamesa Camerona nie trzeba było długo namawiać. Szukał właśnie inspiracji dla postaci Rose Calvert, bohaterki „Titanica”, kiedy aktorka Gloria Stuart powiedziała mu o artystce i teozofce, uznanej garncarce, legendzie nowojorskiej awangardy (rola, jaką odegrała w artystycznym środowisku, przyniosła jej przydomek Mama of Dada – matki dadaizmu), której twórcza pasja, energia i konsekwencja robiły wielkie wrażenie na współczesnych.

„Od wczesnego dzieciństwa wiedziała, kim chce zostać. Nie chciała prowadzić życia, które wymarzyła sobie dla niej jej matka – wyjaśniała Gloria Stuart. – Podobnie jak Beatrice Rose jest kobietą, która przetrwała”.



 POZA SYSTEMEM

Córka zamożnych Amerykanów do debiutu w towarzystwie była przygotowywana niemal od kołyski. Matka zadbała o edukację córki: rok w przyklasztornej szkole w Paryżu, potem modna placówka w Nowym Jorku, podróże, zwiedzanie muzeów i galerii. Wszystko po to, by znalazła odpowiedniego męża. Ale nieśmiała Beatrice, zamiast uwodzić młodzieńców, wolała czytać Dostojewskiego, Balzaka, Turgieniewa. Gdy miała 19 lat, oświadczyła, że chce zostać malarką. Zapisała się do paryskiej Akademii Julian, szybko jednak stwierdziła, że formalne wykształcenie jest nie dla niej i pod opieką damy do towarzystwa (warunek matki) przeprowadziła się do Giverny – miasteczka Moneta, które przyciągało tłumy początkujących artystów. Młoda buntowniczka uciekała spod kurateli opiekunki, o świcie wybiegała w plener. Niespodziewana wizyta matki położyła kres tej pasji. Nie dała jednak za wygraną: postanowiła zostać aktorką. Matka zorganizowała prywatne lekcje tańca i dykcji, opłaciła stroje. Beatrice musiała błysnąć talentem, bo dostała się do legendarnej Comédie-Française. Wkrótce po wybuchu pierwszej wojny Beatrice wraca do Nowego Jorku i tu w 1916 roku debiutuje na scenie we francusko-języcznej trupie teatralnej. Pod pseudonimem „Mademoiselle Patricia” zagra 60 ról, a matka stwierdzi, że „skoro już musi grać, to lepiej niech gra po francusku”.

 „Chciałam iść na scenę – wspominała Beatrice [...]. – Dla mnie to był sposób na zarabianie pieniędzy, żeby móc uciec z domu. Byłam ciągle dobrą dziewczynką. Co może być bardziej odrażające?”. Proces wyzwalania się z wiktoriańskich norm został rozpoczęty. Już niebawem Beatrice stwierdzi, że „im bardziej istniejemy poza systemem, tym bardziej jesteśmy kreatywni”.



FRANCUZ W NOWYM JORKU

 27 września 1916 roku 22-letnia Beatrice Wood poszła do szpitala, żeby odwiedzić znajomego kompozytora Edgarda Varèse’a. Już za chwilę miała poznać Marcela Duchampa.
„Czyjś kaszel spowodował, że odwróciłam się i zobaczyłam mężczyznę siedzącego na skraju łóżka – kilkadziesiąt lat później potrafiła dokładnie odtworzyć tamto wydarzenie. – Do mojej lekko zszokowanej świadomości dotarła prawdziwie niezwykła twarz. Nie afiszował się wytrzymałością gwardzisty, która rządziła jego mięśniami, jednak jego powierzchowność była świetlista. Miał niebieskie, przenikliwe oczy i doskonale wyrzeźbione rysy. Uśmiechnął się. Ja się uśmiechnęłam. Varèse zniknął”. Podczas spotkania trochę się ośmieszyła, bo gdy rozmowa zeszła na sztukę nowoczesną, wtrąciła się, mówiąc, że „każdy mógłby rysować takie bazgroły”. Duchamp zapytał spokojnie, dlaczego sama nie spróbuje. Pierwszy rysunek, który mu przyniosła do oceny, zamieścił w awangardowym piśmie „Rouge” prowadzonym przez Allena Nortona. Duchamp przyjechał do Ameryki już jako sławny artysta, a prezentacja „Aktu schodzącego po schodach” na wystawie Armory Show w Nowym Jorku w 1913 roku wywołała wokół niego sporo szumu. Jego przyjaciel Henri-Pierre Roché mówił, że popularność Marcela jako Francuza w Nowym Jorku „była porównywalna jedynie z popularnością Napoleona i Sarah Bernhardt. Mógł znaleźć sobie jakąś bogatą dziedziczkę, jednak wolał grać w szachy i utrzymywać się z dochodów za ekskluzywne lekcje francuskiego po dwa dolary za godzinę. […] Zdobywał każde serce”. Beatrice zakochała się w nim bez pamięci. Chodzili razem na kolacje do tanich restauracji w Greenwich Village, na modne bale charytatywne. Wprowadził ją w krąg nowojorskich artystów. Jej początkowe reakcje na sztukę nowoczesną – śmiech i zażenowanie – zastąpiły zrozumienie i entuzjazm. Wiedząc, jak matka Beatrice nienawidzi wszelkich przejawów artyzmu, Marcel zaproponował, żeby korzystała z jego pracowni. Musiała tylko dzwonić i uprzedzać o wizycie. Czasami odmawiał, co znaczyło, że jest u niego kobieta (jego sława kochanka dorównywała sławie artysty i szachisty), ale i tak spędzała u niego kilka popołudni w tygodniu. Ona rysowała, on udzielał lakonicznych rad. „Odczuwałam między nami niezwykłą harmonię. Mogliśmy przebywać razem kilka godzin, nic nie mówiąc, a cisza była potężna. Marcel zdawał się pozbawiony wszelkiego egotyzmu. Była w nim prawdziwa skromność i prostota”. Poza edukacją w sprawach sztuki Marcel wprowadzał ją w teorię stosunków damsko-męskich (tylko w teorię, bo była jeszcze dziewicą). Szokował ją, mówiąc, że „seks i miłość to dwie różne rzeczy”. W przyszłości mężczyźni mieli jej pokazać, że Duchamp nie był odosobniony w swoich poglądach.
„Jestem monogamiczną kobietą w poligamicznym świecie… – stwierdzi dwa lata przed śmiercią – niemoralną, ale cnotliwą”. O ówczesnym związku z Duchampem powie: „pomijając akt cielesny, byliśmy kochankami”.



 TRÓJKĄT

 Trudno stwierdzić, na ile powieść „Jules i Jim” Henri-Pierre’a Rochégo, na podstawie której François Truffaut nakręcił w 1962 roku sławny film z Jeanne Moreau, jest inspirowana trójkątem Duchamp – Wood – Roché, a na ile jego wieloletnią relacją z niemiecką parą Franzem i Helen Hesselami. Beatrice w wydanej w 1986 roku autobiografii „I Shock Myself” pisała: „Nie potrafię powiedzieć, jakie wspomnienia i epizody inspirowały Rochégo, ale bohaterowie zdają się żyć naszym życiem”. 37-letni Roché przyjechał do Nowego Jorku w czasie pierwszej wojny jako doradca rządowy Naczelnej Komisji Francuskiej w Waszyngtonie. Chciał być dyplomatą, parał się dziennikarstwem, dorabiał jako marszand. Był przystojny, inteligentny, znał cały artystyczny Paryż. Duchampa spotkał w Nowym Jorku – i ich przyjaźń przetrwała 40 lat. Beatrice weszła w nowy układ z zapałem – zakochała się w Rochém, wkrótce zostali kochankami. Nie zmieniło to jej uczuć do Marcela. Roché nie był zazdrosny, „on tylko się śmiał – pisała Beatrice – ponieważ sam też kochał Marcela”. Razem z Duchampem i Rochém stworzyła pisemko „The Blind Man”, dyskutowali, pracowali i świetnie się bawili. W 1917 roku na Wystawie Niezależnych Duchamp pokazał słynną „Fontannę” (pisuar zakupiony w sklepie z armaturą łazienkową), a Beatrice akt kobiety z kostką mydła przyklejoną w okolicach łona. „Życie jest z pewnością Dada” – pisała po latach. Lekcja anarchistycznego nihilizmu, absurdu, wyzwalania się z konwenansów, łamania tabu, jaką odebrała w okresie ruchu dadaistycznego, w którym miała swój ważny udział, ukształtowała ją na resztę życia. Związek z Rochém rozpadł się, gdy Beatrice odkryła, że sypiał także z jej przyjaciółkami. Zraniona, wypłakiwała się na ramieniu Marcela. Wkrótce potem doszło między nimi do zbliżenia: „To się stało w najbardziej naturalny sposób – wspominała Beatrice. – Był w tym tak delikatny jak we wszystkim, co robił. […] Z Rochém była to jedna z najpiękniejszych, najbardziej uczuciowych sytuacji, dla których żyje kobieta taka jak ja. Marcel był zbyt dużym realistą. Istniał między nami wspaniały związek pozbawiony konfliktów, ale też pozbawiony namiętności”. 40 lat później, po spotkaniu z Duchampem i jego żoną na lunchu w Nowym Jorku, pisała do dawnego kochanka: „Wyglądają na szczęśliwe małżeństwo. Jestem w nim tak samo zakochana jak zawsze”.


 POŚCIG ZA TĘCZĄ
 Po rozstaniu z Rochém, po pobycie w Montrealu, gdzie leczyła uczuciowe rany, grała w teatrze i wzięła nieprzemyślany ślub z jego dyrektorem. A po namiętnym i nieszczęśliwym związku z aktorem i reżyserem Reginaldem Pole’em Beatrice wreszcie odkryła swoje powołanie. W 1933 roku, podczas podróży do Holandii, kupiła w antykwariacie stare, pięknie szkliwione naczynia. Po powrocie do Stanów bezskutecznie poszukiwała pasującego do nich czajniczka. Za namową przyjaciół postanowiła sama zająć się garncarstwem – zapisała się na kurs ceramiki w Hollywood High School. Doskonaliła umiejętności pod okiem znanej artystki Glen Lukens i pary wybitnych austriackich ceramików Gertrudy i Ottona Natzlerów. Wynajęła mały sklepik na bulwarze Zachodzącego Słońca, gdzie sprzedawała swoje prace. W 1956 roku otworzyła własne studio, zajęła się nauczaniem. Pierwszą indywidualną wystawę miała w 1949 roku w American House w Nowym Jorku. Jej prace pokazywały najważniejsze amerykańskie muzea i galerie. Zaczynała od prostych naczyń – mis, zestawów obiadowych. W latach 70. zaczęła rzeźbić bardziej skomplikowane formy, dodawać rzeźbione postacie – naiwne, niekonwencjonalne. Krytycy uznali jej prace za „wyrafinowane prymitywy”, w których przeplatały się echa dadaizmu, modernizmu i sztuki ludowej. Chociaż zawsze powtarzała, że „nie była urodzonym rzemieślnikiem”, doszła do ciekawych artystycznych rozwiązań, pokrywała obiekty pięknymi szkliwami opalizującymi niczym wnętrza muszli. „Dążenie do stworzenia rzadkiej i pięknej glazury przypomina pościg za tęczą – mówiła. – Jak uwięzić światło słoneczne, aby wydobyć niebieski, który ma głębię morza, jak uzyskać szarość jasną jak księżyc w ciepłą noc?”. Odważała barwniki do setnych grama, próbowała coraz to nowych kompozycji.
„Beatrice Wood łączy kolory jak malarz – pisała Anaïs Nin – sprawia, że wibrują jak muzyka. Nawet te opalizujące i przejrzyste mają moc. Mają rytm i blask klejnotów, głębię oczu człowieka. Woda przelewająca się z jednego z jej słoików ma smak wina”.



ZA PÓŹNO NA SMUTEK
 Postacie kobiece na jej rysunkach to głównie autoportrety ukazujące młodą Beatrice. Choć nigdy nie ukrywała wieku – był nawet jej atutem, bo jako siwowłosa pani w barwnym sari obwieszona srebrną biżuterią wciąż wyglądała zjawiskowo – to rysując, wracała do siebie sprzed lat: delikatnej dziewczyny o niekonwencjonalnej urodzie i wielkich oczach. Do końca życia uważała, że nie utraciła romantycznego rysu charakteru, co w połączeniu z mądrością Wschodu (od lat 20. należała do Towarzystwa Teozoficznego), pozytywnym myśleniem, etyką pracy i dadaistycznym poczuciem humoru składało się na jej życiową filozofię. Pytana o receptę na długowieczność odpowiadała:
„książki o sztuce, czekoladki i młodzi mężczyźni”. 


Za najwierniejszego towarzysza życia uznawała jednak nie mężczyznę, ale wzgórze widoczne z jej domu. „Zawsze mogłam liczyć, że będzie, kiedy kładę się spać i kiedy się budzę” – mówiła.
Nie pojechała na premierę „Titanica” – czuła się już zbyt słaba (choć jeszcze dwa lata wcześniej codziennie pracowała przy kole garncarskim). James Cameron i Gloria Stuart przywieźli jej film na wideo. Nie obejrzała – bała się wzruszeń. „Za późno na smutek”, powiedziała 105-letnia artystka. Zmarła kilka dni później.







Artykuł został opublikowany na www.zwieciadlo.pl - opracowanie przedruk Małgorzata Czyńska

 ..życie to droga pełna pozornych błędów, które uczą nas..........jak życ. Czego więc można radzić dzisiaj młodzieży:) - róbcie w życiu tylko to co kochacie, z pasją, z miłością. Taka postawa odpłaci Wam  długim, spełnionym, wspaniałym życiem. Czego i sobie oczywiście życzę :)